środa, 6 listopada 2013

Dyariusz towarzysza chorągwi pancernej Jakuba Łososia


W dzień św. Huberta , patrona myśliwych Pan Bóg nam poszczęścił i łowy udane na Turczyna sprawił. Pohaniec,  nie bacząc na niedzielę z Multańskiej strony ruszył i na Podole, nie bacząc na traktaty, napadł.  W chorągwiach narodowych niewiele pocztów ostało, bo to na Dzień Zaduszny wielu towarzyszów na groby rodzicieli  w rodzinne strony wyjechali. Przy Panu Regimentarzu ostał się jeno jego własny pułk z 2 chorągwiami pancernymi, 4 kozackimi, a jedna kozacka, która za namiestnika Pana Huberta miała i całą noc świętowała, z obozu z opóźnieniem wyruszyła. Drugi pułk jazdy konfederacją groził, jako że żołdu na kwartał ostatni nie dostał. Mimo to stanął w potrzebie, jeno Pana Regimentarza rozkazów niechętnie wykonywał i lichą siłę stanowił. W obozie zebrała się licznie szlachta okoliczna z uzbrojonymi chłopami. Lud tu na pograniczu odważny i nawet kmiecie z rusznicy uczone strzelać, ale nie mieli dobrego regimentarza. Na szczęście Pan Hetman oddał pod rozkazy naszego wodza nowo zaciągnięty w Prusiech regiment rajtarii. Dziesięć kompanii rajtarii, w koletach i pancerzach. Mrowie oficerów to wojsko pilnowało, bo to wiadomo, nam Polakom wystarczy krzyknąć „Bij zabij, na wroga”, a ci to misterne manewry wykręcają, raz pyskiem, raz zadem końskim do wroga stając.

                Turczyn tchórzem podszyty za umocnieniami się schował. Janczarowie przemieszani z sipahami i lekką jazdą staneli linią. Pan Regimentarz Pac – Bęc herbu Dolewaj półkwaterkę wina wypił, czapkę zdjął, po łysinie się podrapał i buławą machnął. Na ten znak skoczyły wszystkie pułki na wroga, ale Pan Regimentarz w siodle się gibnął na lewą stronę i na tą flankę wojsko skręciło. Jeno Prusaki z rajtarskiego regimentu dalej prosto pojechali, bo ich oberszter Tyłemhaus binokle ze szkieł weneckich zgubił i jeno na pół strzelania z łuku widział, takoż znaku Regimentarza nie uważył. Piechota łanowa w wiosce na naszych tyłach ostała, bo to wiadomo że cham do chama ciągnie, a w pole wyjść nie chcieli, bo beczkę okowity u sołtysa znaleźli.

                Nasza chorągiew pancerna pierwsza na wroga skoczyła, a przed sobą mieliśmy jazdę turecą dobrze okrytą, weterananów wielu walk. Towarzysze z jazdy kozackiej cały impet wytracili na umocnieniach polowych, za którymi reszta jazdy tureckiej się skryła. Obok nas rajtarzy, dufni w osłonę pancerzy, jednym skwadronem na wzgórze udeżyli, chcąc janczarów z niego zepchnąć. Drugi skwadron na lekką jazdę, co po drugiej stronie wzgórza za umocnieniami stała, szarżował. Reszta rajtarów, lżej w koletach jeno okrytych, atak swych towarzyszy osłaniała. Naszym sladem ruszył drugi pułk jazdy, wprawdzie skonfederowany i do walki nieskory. Za ich przykładem szlachta pospolitego ruszenia kupą ze swoim regimentarzem.

                Pierwszą szarżą wrogą jazdę znieśliśmy. Rajtarzy takiego szczęścia nie mieli i potyczkę swoją nie od razu rozstrzygnęli. Oba skwadrony cofnąć się musiały, ale szyków nie zmieszały. Karne to wojsko najemne, choć lutry. Za to im Matka Boska nie błogosławi, bo pancerze ich nawet nie osłoniły i wielu ich na wieki pod tym wzgórzem legło.

                Po pierwszym zwycięstwie moja chorągiew udeżyła w bok uciekającej jazdy osmańskiej, którą ścigały chorągwie kozackie. Rozbiliśmy ją doszczętnie, zginął też ich dowódca sandżakbej. Reszta chorągwi kozackich uderzyła w bok janczarów, z którymi od frontu zwarli się rajtarzy. Mimo wsparcia janczarów szarżą lekkiej jazdy, rzucili się oni do ucieczki. Cała flanka pohańców stała otworem przed naszą jazdą, która zaczęła wychodzić na tyły armii Osmanów. Nawet szarża Deli i reszty jazdy lekkiej na osłaniających nas rajtarów, mimo zniesienia jednego ich skwadronu, nie zmieniła wyniku bitwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz