Jan Welzandt stał przy moście nad strugą. Pamiętał jak jego ociec z wujami i reszta gromady ciosała dęby do jego budowy. Pamiętał jak z kuzynami wybierał raki, które ukrywały w jego cieniu . Pamiętał jak Gerta w Noc Kupały u nich zwana palinocka odciągnęła go od ognisk i w szuwarach nad rzeką ....
Zmrużył oczy. Ta rzeczka, pobliskie jeziora i lasy to jego dom. Co z tego, że już pół życia służył w Rzeszy a armii Księcia Elektora, aż wysłużył się stopnia podpułkownika. Teraz wrócił w swoje strony i objął dowództwo nad wojskiem z jego ludu. Żołnierzem niedoświadczonym, ale twardym i nieustępliwym, gdy przyszło bronić ojcowizny.
Walczył już w wielu bitwach i potyczkach, ale nigdy dotąd nie stawał przeciwko Otomanom. Gardził papistami, którzy nie przyjęli naprawy Kościoła i dalej pozostawali w błędach wiary i rozumu, ale Otomanie to już chyba diabły wcielone. Nie był pewien, czy maja dusze, czy nie bliżej im do zwierząt. Czy ten jazgot, który usłyszał, gdy ich piechota, nie trzymając szyku wyszła w bezładnej kupie z lasu, to ludzka mowa?
Swoje siły rozwinął wzdłuż brzegu. nie wiedział, czego się spodziewać po przeciwniku. Czy ich jazda nie przepłynie rzeki jak Polacy? Czy nie podciągną dział jak Szwed?
Jazda barbarzyńców szła ława między lasami. Na skrzydle pojawiła się piechota w wysokich czapach. Czyżby znaleźli tam bród? Donnerwetter! Już zapomniał że letnia porą można było przejechać tamtędy przez rzekę wozem z sianem. Memaoria frgilis est.
Na pierwszy rzut oka Jan sądził, że Otomani mają w swoich szeregach polską husarię. Uff.. krótsze kopie i brak skrzydeł, a najważniejsze, że między jego wojskiem i kopijnikami rozlewała się szeroka struga.
Z szyku przeciwnika wysypała się lekka jazda podobna do polskiej, ale bardziej kolorowa i hałaśliwa. Czy dzikusy znają proch? Wygląda, że w rękach trzymają dziwne, krzywe łuki.
Bezwładna masa wrogiej piechoty puściła się biegiem w stronę brodu. Przecież to nawet nie jest forsowny marsz.
Doświadczenie w kampanii w Rzeszy pozwoliło wybrać pozycje ze słońcem za plecami. Oślepi przeciwnika utrudniając celowanie.
Dzicy jeźdźcy w szmatach na głowach.
Kawaleria wroga w zwartych szykach zbliżała się do mostu.
Okazało się, że piechota wroga ma strzelby, których zasięg nie ustępuje muszkietom hiszpańskim. Dragoni broniący brodu nie mogli nawet podjąć walki na takim zasięgu.
Jan spoglądał na niewyszkolona milicję, która raz po raz dawała ognia z ciężkich muszkietów. Może trafiliby w stodołę, ale nie w ruchliwych jeźdźców na konikach niewiele większych od psa.
Druga grupa lekkozbrojnych ściągnęła ogień pozostałych muszkieterów
Kapitan Rosen! - na szczęście stał w zasięgu głosu. Zum befehl oberstleutnant! Adam Rosen, przyjaciel Jana z lat młodzieńczych, a teraz jego podwładny, gotów był wykonywać jego rozkazy. Przynajmniej miał pewnego człowieka, któremu może powierzyć ważne zadanie. - Rosen, dołącz do dragonów i trzymajcie ten cholerny brud.
- Ja z Bożą pomocą nie puszcze ich przez most. Welzandt spojrzał prawie z czułością na zawodowych żołdaków z dwóch kompanii najemnej rajtarii. Jedyna jednostka, która wydawała się spoglądać na przeciwnika bez strachu. Ich równy szereg nie przypominał bezwładnej masy kawalerii po drugiej stronie rzeki.
- Hans! - przywołał adiutanta. - Pędź do tych niewydarzonych rajtarów, którzy tylko w pici piwska dorównują regularnym wojakom. Przekaż dowódcy, żeby pogonili swoje kobyły i dali wsparcie dragonom na drugim skrzydle. Rzeka lepiej nam osłania skrzydło niż ta zafajdana milicja.
Tak jak się spodziewał. Rajtarzy obrony krajowej chętnie wykonali rozkaz przejścia do odwodu.
Jan już poustawiał linię obrony. Pozostało czekać co zrobi dowódca przeciwnika i pozostała modlitwa.
Błogosławiony Pan, Opoka moja, On moje ręce zaprawia do walki, moje palce do bitwy.*
Sytuacja przy moście wyglądała na opanowana. Kawaleria osmańska nie strzelała tag gęsto jak piechota, a strzały nie były tak śmiertelne jak kule.
Rosen dragonami sprawiał się dzielnie. Padło już niemało ludzi, na dodatek wróg po drugiej stronie brodu był dwa razy liczniejszy. - Rosen! Kapitan Rosen! - Adam odwrócił głowę i ich spojrzenia się spotkały. - Śpiew! Zum alte Hure! Śpiew!!!.
Zobaczył w oczach kapitana zrozumienie. Za chwile nad liniami strzelców poniosła się, z początku mrukliwa, potem przypominający huk piorunów pieśń.
Muszkieterowie przy moście, zachwiali się i zmieszali szyki, ale ustali na pozycji.
* fragmenty Psalmu 144 - O zwycięstwo i pokój
Pięknie to wygląda Piotrze,
OdpowiedzUsuńEwidentnie pisane Ci fabularyzowane raporty;)
Miło naoliwiaja rzeczowe i dokładne opisy Twojego autorstwa;)
Czekam na więcej ;)
no i pieknie. Fajnie się czyta ;-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się czytało! Motyw psalmu 144 mnie urzekł ;P
OdpowiedzUsuńPoza tym, wasze modele - coś pięknego. Jak tylko wrócą normalne czasy rychło się wybiorę do grodu Kraka na granie ;)
Dziękuję. Te ładnie pomalowane to Roberta. Turcy w jego malowaniu są przepiękni. Lepsze zgjęcia znajdziesz na jego blogu.
OdpowiedzUsuń